Historie LOCO Babek

Trenerka personalna – biegaczka Kate Zbikowska

biegaczka, trenerka personalna, Kate Żbikowska, Kobieta w biegu, biegaczki.pl

Kate specjalizuje się w bieganiu. Redaktorka naczelna portalu Biegaczki.pl, autorka książki „Kobieta w biegu”. Motywuje i wspiera kobiety w sporcie, uczy jak uprawiać sport mądrze i z głową.

Loco Sport: Jak się zaczęła Twoja przygoda ze sportem?

Kate Żbikowska: Moja przygoda ze sportem zaczęła się już wiele lat temu, w szkole średniej. Mieszkałam wtedy za granicą, wyjechałam z moją mamą do Stanów Zjednoczonych. W Stanach to trochę wygląda tak, że aby mieć grono znajomych dobrze jest być w jakiejś drużynie sportowej, robić coś dodatkowo. Postawiłam w pierwszej kolejności na tenis, zaczęłam chodzić na lekcje, uczyć się grać. Niestety doznałam kontuzji ręki, nie byłam w stanie utrzymać rakiety. Wiedziałam, że już nic z tego nie będzie i w sumie nie wiem co mną powodowało, ale moje kolejne kroki skierowałam do trenera szkolnej drużyny Cross-Country, czyli biegów przełajowych. Chciałam się dowiedzieć co mogę zrobić, aby dostać się do drużyny. Trener powiedział, że warunkiem przyjęcia jest bieg na dystansie 3 mil bez zatrzymywania się. To był koniec roku, miałam więc czas przez wakacje na przygotowanie się.

LS: I to były Twoje biegowe początki?

KZ: Tak. 3 mile to około 5 kilometrów, stwierdziłam ok. Moje pierwsze treningi to były biegi na wariata, bez żadnej wiedzy, przygotowania, po prostu przed siebie. Efekt był taki, że po paru minutach po prostu zdychałam. Zaczynałam płakać, że to nie dla mnie, że jest za ciężko i nie dam rady. Mówiłam „Nigdy więcej!”, a już następnego dnia stwierdzałam, że jednak dam sobie jeszcze jedną szansę.

LS: Jak często wtedy biegałaś?

KZ: W zasadzie codziennie, ale na bardzo krótko, nawet na 10 minut. Trwało to całe dwa miesiące po których poszłam na kwalifikacje. Przebiegłam te 3 mile i tym sposobem dostałam się do drużyny. Bardzo szybko bieganie stało się całym moim życiem. Szło mi całkiem nieźle, był czas też, że biegałam w sztafecie, która reprezentowała szkołę. Doszłyśmy nawet do mistrzostw stanowych. A potem wróciłam do Polski. Tutaj było zupełnie inaczej.

LS: Dlaczego?

KZ: Tutaj wtedy nikt nie biegał. 17 lat temu biegała garstka takich naprawdę wytrawnych biegaczy, nie było ciuchów biegowych, inny świat.

LS: W zasadzie to jeszcze 10 lat temu tak to właśnie wyglądało.

KZ: Tak jest! Ale mi tego brakowało, biegałam więc wokół domu, w Łodzi. Pamiętam, jak się ludzie śmiali ze mnie, słyszałam mnóstwo niewybrednych komentarzy. Nie było to przyjemne. Pewnego dnia podczas treningu spotkałam biegacza, bardzo sympatycznego pana, który przyłączył się do mnie. To on mnie wciągnął do Klubu Biegacza Arturówek. To jest najstarszy klub biegowy w Łodzi, do dzisiaj istnieje, a ja do niego nadal należę. Tak to się wszystko zaczęło.

LS: Od kiedy zaczęłaś wiązać swoje życie zawodowe z bieganiem?

KZ: Tak naprawdę dopiero w 2012 zaczęłam moją przygodę z trenowaniem innych osób. To był czas, kiedy założyłam portal dla kobiet o bieganiu. Wokół tego portalu założyłyśmy grupy biegowe, było ich kilka w Polsce. Wtedy to jeszcze nie były Biegaczki, portal nazywał się Kobietki Biegają. Miałyśmy grupy dla poczatkujących kobiet. Grupę w Łodzi prowadziłam ja, a miałyśmy jeszcze kilka grup w innych miastach. To były właśnie takie moje pierwsze próby przekazania mojej wiedzy. Sporo też wtedy czytałam w tym temacie, chłonęłam wiedzę. Z tamtego okresu mam wielu znajomych. Dużo kobiet przychodziło na spotkania mówiąc, że one się do biegania nie nadają. A potem się okazało, że jednak dały radę i wiem, że do dzisiaj są mi wdzięczne za to, że zmotywowałam je do biegania. Natomiast tak już oficjalnie trenerką jestem od 4 lat.

LS: Bardzo mi to przypomina historię Mamy-Biegamy. Też mamy lokalizacje w różnych miastach i też nie raz miałam do czynienia z kobietami, które twierdziły, że się do biegania nie nadają, a teraz biegają maratony, ultra…

KZ: Tak właśnie.

LS: Chciałabym jeszcze nawiązać do portalu Biegaczki. Jesteś redaktorką naczelną?

KZ: Tak, tak się mianowałam. To jest moje pierwsze dziecko. Stworzyłam to z potrzeby, a było to w czasie mojej ciąży. Chciałam nadal biegać, a nie było wtedy wystarczającej wiedzy w tym temacie. Bardzo dużo informacji czerpałam wtedy z portali i stron zagranicznych. Zaczęłam sama pisać o bieganiu w ciąży, to były moje pierwsze notatki, teksty. Później o bieganiu po ciąży. Stwierdziłam, że w zasadzie nie ma takiego miejsca dla kobiet, gdzie można by było pisać o bieganiu, ale z punktu widzenia kobiecego. Na samym początku spotkałam się z różnymi docinkami, że tak właściwie to czym się różni bieganie kobiet od biegania mężczyzn, przecież to jest to samo i bez sensu to moje pisanie. A jednak to nie jest to samo. Kobiety mają zupełnie inną motywację do biegania.

LS: Portal Biegaczki.pl, to zespół kobiet?

KZ: Tak, jest nas kilka. Współpracuję z ludźmi, którzy dzielą się swoją wiedzą w temacie biegania kobiecego właśnie.

LS: Jesteś też autorką książki…

KZ: Tak. Napisałam książkę, też z potrzeby serca. Tak właściwie to wszystko co robię, co wiąże się z bieganiem, jest z potrzeby serca. Materiały zbierałam dosyć długo, kiedy moja córka była bardzo mała, a ja mimo wszystko starałam się cały czas biegać. Spotykałam się z różnymi kobietami, które miały również małe dzieci i poświęcały się tylko i wyłącznie macierzyństwu. Z drugiej strony spotykałam bardzo dużo kobiet starszych i każda z nich powiedziała mi niemal to samo. Mówiły mi, że bardzo żałują tego, że mając małe dzieci poświęciły się w 100% tylko i wyłącznie im. Teraz dzieci są dorosłe, wyprowadziły się, a one zostały tak właściwie bez niczego. Dało mi to bardzo do myślenia. Wiele kobiet jest szykanowanych, kiedy próbują robić coś dla siebie po urodzeniu dziecka. A ja chciałam dawać inspirację, pokazywać, że można to wszystko pogodzić, a przede wszystkim, że WARTO to pogodzić. Wcale nie jest tak, że jeśli TY wyjdziesz pobiegać, albo pojedziesz na zawody, to już jesteś złą matką. Sama spotykałam się niestety z takimi opiniami, nawet wśród najbliższej rodziny. A to jest zawsze najbardziej przykre.

LS: Do tej pory spotykam kobiety, mamy które przez to przechodzą.

KZ: No właśnie. A ja jestem zdania, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Można nawet zapytać mojej córki, co na ten temat myśli. Dzisiaj była ze mną pobiegać.

I tak właściwie była to właśnie inspiracja do książki. Chciałam też opisać swoją historię. Trochę o tym, jak trudno mi się było odnaleźć po powrocie do Polski, jak bardzo różna jest mentalność Polaków od mentalności Amerykanów. Trochę o tym jaką rolę odegrało w tym wszystkim bieganie, jak mi pomogło. Chciałam również poprzez książkę właśnie zmotywować kobiety.

LS: Wracając jeszcze do Twojej pracy. Trenujesz osoby indywidualnie?

KZ: Tak, indywidualnie. Skupiłam się na treningach jeden na jeden, na sali, albo w terenie. W zależności, czy to dotyczy biegania, czy treningu ogólnorozwojowego. Przygotowuję również plany treningowe, ale nie jest to po prostu tabelka, bardziej jest to na zasadzie projektu. Wszystko zależy od celu, jaki dana osoba sobie wytyczy, a później bazujemy na kontakcie codziennym i aktualizacji potrzeb, czy całego planu, na podstawie zrealizowanych treningów. Co jakiś czas się spotykamy, abym mogła ocenić postępy.

LS: Sama wolisz biegi górskie, czy asfaltowe?

KZ: Generalnie wolę biegi górskie, chociaż tak prawdę mówiąc w ostatnim czasie przestawiłam się nieco na triathlon. Mój partner jest triathlonistą i wciągnął mnie troszkę w ten świat. Zaczęłam pływać, więcej jeździć rowerem i powiem szczerze, że przestałam mieć problem z kontuzjami.

LS: Jeszcze troszkę o Twoich osiągnięciach. Twój najdłuższy bieg?

KZ: 120km, to był bieg Ultraroztocze. Bieg ukończyłam o 3:00 nad ranem. Było ciemno, bałam się i dobrze, że spotkałam kogoś po drodze i miałam towarzystwo. To był dość niszowy bieg, biegła nas garstka . Gdyby nie to, że natrafiłam na towarzystwo, byłabym tam zupełnie sama. Było to bardzo ciekawe doświadczenie w moim życiu.

LS: Twój najbardziej pamiętny bieg?

KZ: Myślę, że to był Bieg 7 Dolin na dystansie 100 km podczas festiwalu Biegowego w Krynicy. Umierałam tam tyle razy i mówiłam po drodze, że nie dam rady, że chyba tego nie zliczę. A mimo to ukończyłam go. Dotarłam do mety i to mi dało bardzo dużo siły. Stwierdziłam, że skoro zrobiłam to, to już zrobię wszystko. Jestem raczej sentymentalna i bardzo mi to utkwiło w głowie. Skoro miałam tyle siły, żeby ukończyć bieg, to ze wszystkim sobie poradzę.

Kate ma na sobie Floreski w rozmiarze M

Portal biegaczki znajdziecie tutaj:

www.biegaczki.pl

https://www.facebook.com/biegaczki/

www.instagram.com/biegaczki.pl

Więcej o Kasi i jej treningach:

https://www.facebook.com/katetrenuje/

www.instagram.com/kate.trenuje/

www.trenerpersonalnylodz.pl

Książka „Kobieta w biegu”

www.katetrenuje.pl/home/kobieta-w-biegu/

One thought on “Trenerka personalna – biegaczka Kate Zbikowska

  1. Anna pisze:

    Szukałam takiego artykułu kilka lat temu, kiedy pierwszy raz próbowałam biegać. Była to zima, która szybko zamknęła mi treningi na długie lata.. Dziś przeczytałam z <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *